Tłumaczenia w kontekście hasła "że jego córka" z polskiego na angielski od Reverso Context: Pewnie wiesz, że jego córka będzie niedostępna przez najbliższe 3 miesiące.
Marcin Daniec: Chciałbym żeby córka była artystką. 2015-08-17 11:30. Córka Marcina Dańca, Wiktoria ma 8 lat. Okazuje się, że dziewczynka odziedziczyła talent artystyczny po swoim tacie
Nie podobało mi się to do tego stopnia, że postanowiłam się z nim rozmówić. Kilka dni przygotowywałam sobie mowę, w której zamierzałam uświadomić mu, że nie po to latami inwestowałam w edukację i wychowanie córki, żeby teraz ona została kurą domową, pielęgniarką i służącą w jego domu.
Czy się dogadają? – Przyjaźnić się pewnie nie będą, ale się lubią – przekonywała mnie córka. – O, to rozumiem. Konkretny! – ucieszyłam się. – Facet najpierw sprawdził, czy wszystko mu odpowiada, a potem się zdeklarował. Tak powinno być, to bardzo uczciwe z jego strony. A nie tak jak ten cały Paweł. Czas mijał, a on
Przez ostatnie pół roku jej mama i ona sama nie mówią o niczym innym i żyją przygotowaniami. Moja córka, jak ją nazywam, niedawno skończyła studia i chociaż uczyła się na uczelni publicznej, drogo mnie to kosztowało. Kupiłem jej samochód, żeby wygodniej było jej dojeżdżać na zajęcia.
Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb, żeby mu się córka z czarnym i w ogóle, żeby miał marnie! Żeby miał AIDS-a i raka, oto modlitwa Polaka!”. „- W nocy sobie śpię, śpię, śpię. – Ja też, ja też! – A w dzień sobie chodzę, chodzę. – I ja, i ja!
.
9 cze 09 07:00 Ten tekst przeczytasz w 10 minut Czy bezwolnymi ofiarami patriarchatu, czy też partnerkami swoich mężów? Wydaje się, że ani jedno, ani drugie. W Dziejach Tewji Mleczarza, sztandarowej powieści Szolema Alejchema, główny bohater jest w swojej rodzinie zdominowany przez kobiety: "Słowem, z tego, co widzicie, że mam i posiadam, bez uroku, towaru do wyboru i koloru, i to towar doskonały, oby nie zgrzeszyć. Jedna ładniejsza od drugiej. Nie wypada chwalić własnych dzieci, ale słyszę przecież, co świat twierdzi: krasawice".1 Obowiązkiem Żyda jest ożenić się i mieć potomstwo, a ponieważ Tewje Mleczarz szanował tradycję, przygotowywał swoje dzieci do małżeństwa. Twierdził, że "ładna buźka to połowa posagu" i szczerze pragnął, by jego piękne córki wydały się za bogatych mężczyzn, którzy zapewnią im i rodzicom godne życie. Okazuje się jednak, że marzenia ojca nijak miały się do rzeczywistości, a praktycznie żadna z córek nie poślubiła mężczyzny, którego proponowali swaci. W swoich utworach Szolem Alejchem zawsze starał się pokazać przekrój całej społeczności żydowskiej, od miejscowych bogaczy, po największych nędzarzy. W Dziejach... zilustrował tę drabinę społeczną na przykładzie kolejnych narzeczonych córek Tewji. Gdy o najstarszą córkę Cejtl starał się rzeźnik Lejzer Wolf, wdowiec dużo od niej starszy, Mleczarz był zachwycony, zastrzegł jednak, że decyzja nie zależy wyłącznie od niego: "Trzeba przecież porozmawiać z moją połowicą. W takich sprawach ona postanawia. […] No a Cejtl - również należałoby zapytać". (s. 70) Dla Wolfa takie podejście ojca jest niezrozumiałe, uważa, że dziewczynę, jak i żonę należy powiadomić o decyzji i nie liczyć się z ich zdaniem. Mimo radości, jaką wywołały oświadczyny rzeźnika, Tewje musiał skapitulować, ponieważ okazało się, że córka dała już, co prawda potajemnie, słowo innemu. Chociaż to mężczyźni ustalali między sobą warunki zawarcia małżeństwa, to jednak decyzje Tewji były zawsze korzystne dla jego córek. Pozwolił Cejtl wyjść za krawca, jednocześnie podstępem przekonał żonę, by i ona się zgodziła na małżeństwo pierworodnej z rzemieślnikiem. Marzenia Tewji o bogatym zięciu dla drugiej córki rozwiały się, gdy Hodł zapragnęła wyjść za Perczyka, biednego i socjalistę. Ojciec i tym razem nie robił większych problemów, co więcej pogodził się z tym, że córka wyjechała na zawsze z Anatewki, by towarzyszyć mężowi na zesłaniu. Jednak nawet w stosunkowo liberalnym podejściu Tewji Mleczarza wobec życiowych wyborów córek były nieprzekraczalne granice. Dla religijnych Żydów małżeństwo córki z gojem było prawdziwym nieszczęściem. Związek Chawy z gminnym pisarzem, Chwedkiem Gałganem, stał się przyczyną rodzinnej tragedii. Wprawdzie Tewje walczył o córkę, błagał popa, by zwrócił mu dziecko, jednak gdy rozmowa nie przyniosła rezultatów, rodzice uznali dziewczynę za zmarłą. Wykreślili Chawę ze swojego życia, nie chcą mieć z nią żadnego kontaktu. Jeszcze tragiczniej kończy się nieszczęśliwa miłość Szprincy do syna milionerów. Okazuje się, że nie zawsze możliwy jest awans społeczny poprzez małżeństwo. Wezwany na rozmowę do domu milionerów, Tewje przekonuje się boleśnie, jak ogromna przepaść dzieli jego córkę i syna bogaczy. Spotkawszy się z odmową rodziny narzeczonego, zrozpaczona córka topi się w stawie: "Wtem widzę, biegnie moja Gołde, szal rozwiany, ręce wyciągnięte przed siebie, a przed nią moje dzieci: Tajbł i Bejłkie. Wszystkie trzy wołają, płaczą, zawodzą: »Córko! Siostro! Szprince!« Zeskoczyłem z wozu, nie wiem, jak to się stało, że nie rozsadziło mnie na miejscu, a gdy dobiegłem do stawu, było już po wszystkim…"2 Marzenie o bogatym zięciu spełnia się, gdy Bejłkie zgadza się na ślub z miejscowym przedsiębiorcą Pedocerem. Jednak znowu nie wszystko potoczyło się po myśli Tewji, bo chociaż córka jest całkiem zadowolona z małżeństwa, to zięć bankrutuje i oboje zmuszeni są emigrować do Ameryki. Wśród narzeczonych córek pojawił się biedny rzemieślnik, socjalistyczny ideowiec, bogaty prostak, niedoszły milioner, a wreszcie goj. Córki same wybierają sobie narzeczonych, Tewje akceptuje ich wybory, chociaż żaden z mężczyzn nie jest jego zdaniem idealny. Poza postaciami córek, najważniejszą kobietą w powieści jest Gołde, żona mleczarza. Tewje kocha swoją żonę i pomimo kąśliwych uwag dotyczących intelektu połowicy słucha jej rad i uwag. Gdy żona umiera, jest zrozpaczony, ponieważ stracił nie tylko żonę, ale i najlepszego przyjaciela: "Zmarła moja Gołde, ołow haszołem. Była kobietą prostą, bez chytrostek, bez przemądrzałości, ale za to wielka cadejkis".3 Sama Gołde pokazana jest jako kobieta, dla której szczęście rodziny jest najważniejsze. Słucha męża, ale nie wiernopoddańczo, bo i ona serwuje mu częstokroć porcję solidnych złośliwości. Jest typową "matką kwoką", cierpi, gdy kolejne córki odchodzą z domu: "Co to już za życie, pożal się Boże - mawiała - bez dzieci? Bydlę, nie przymierzając też tęskni, gdy odstawia się - powiada - jego małe".4 Roztacza opiekuńcze skrzydła nad córkami i mężem, a umierając pyta: "Tewje, kto ci teraz będzie gotował wieczerzę?" U kobiety, która poświęciła życie rodzinie, takie pytanie było jak najbardziej uzasadnione. Co ciekawe, dla Tewji, córki, chociaż uwielbiane, były tylko kobietami: "Słowem, wynająłem kogoś, by odmawiał kadisz po mojej Gołde, ołow haszołem, i zapłaciłem za cały rok z góry. Czy miałem może inne wyjście? Pan Bóg ukarał mnie, nie dając mi męskiego potomka, tylko pełen dom dziewcząt, tylko córki i córki, oby Pan Bóg tym żadnego przyzwoitego Żyda nie doświadczył! Nie wiem, czy wszyscy Żydzi tak się męczą ze swoimi córkami, czy to tylko ja jestem takim nieszczęśnikiem, który nie ma do nich szczęścia? To znaczy, ja do swoich córek nic nie mam […]".5 Szanował kobiety, ale nie uznawał ich za równe mężczyznom, jego wypowiedzi: "jest przecież tylko kobietą", "babski rozum", jednoznacznie wskazywały, że to mężczyzna powinien być głową rodziny. W tekstach Szolema Alejchema odnaleźć można wiele wątków autobiograficznych. Nie dziwi więc, że narratorami w utworach bywają na ogół mężczyźni. Jednak dla samego autora nie ma podziału na męski i żeński świat, obie grupy przenikają się wzajemnie i na siebie wpływają. Wydaje się, że wśród postaci kobiecych najważniejszą rolę pełniła figura matki. Mojżesz Kanfer pisał: "[…] Albo żydowska matka, do której w swych snach zwracają się nawet zagorzali żydowscy futuryści! Czy cała twórczość Szolema Alejchema nie była jednym pomnikiem dla żydowskiej matki, tej cichej, ale świętej męczennicy? Nie ma może drugiej literatury na świecie, która by taką czcią i miłością otaczała matkę, jak żydowska. A w gronie piewców matki przodujące miejsce zajmuje Szolem Alejchem".6 Postać matki zawsze przedstawiona jest w sposób pozytywny, być może dlatego, że sam pisarz został wcześnie osierocony, a macocha była kobietą złą i okrutną. W autobiograficznej powieści Z jarmarku Szolem Alejchem przedstawia matkę jako "babę-kozak", "kobietę-zuch", osobę, która tak naprawdę zapewniała byt swojej rodzinie, wychowując jednocześnie dzieci: "Wychowanie takiej gromady dzieci oraz przetrzymanie ich wszystkich chorób wymagało od matki niezwykłej zaradności. Nie obyło się przy tym bez bicia, lania i prania, czego dzieciom nie skąpiła. Wystarczyło jednak, aby któreś z dzieci zachorowało, a matka nie odstępowała od jego łóżeczka: - Obym ja chorowała zamiast ciebie! Kiedy jednak wyzdrowiało i stanęło na nogi, już krzyczała: - Do chederu, łobuziaku, do chederu!"7 Gołde została przedstawiona jako wzorcowa matka żydowska, podobna rola przypadła matce z powieści Motel, syn kantora. Kobieta, by ratować chorego męża, powoli wyprzedaje swój dobytek. Choć ich sytuacja materialna staje się tragiczna, żona chwyta się każdego sposobu, by przedłużyć kantorowi życie. Po śmierci męża zostaje sama z synami. Jest biedna, ale podobnie jak Gołde gardzi rzemieślnikami i nie chce, by którykolwiek z ich synów trudnił się rzemiosłem. Gdy Eliasz się żeni, a Motel dostaje posadę, matka głęboko przeżywa rozłąkę: "Po drodze matka skarży się, że jest jej gorzko i źle na świecie. (Sama gorycz to byłoby za mało) Bóg dał jej dwoje dzieci, a ona musi zostać sama. Mój brat Eliasz, powiada, ożenił się, bez uroku, bardzo dobrze, jakby się dorwał do kopalni złota. Jedyna wada to, że teść jest prostakiem, a na dobitek piekarzem. Bo czego można wymagać od piekarza?"8 Matka jest dumną wdową po kantorze, świadomą swojej biedy, ale i walczącą o szczęście synów. Jest też przyczyną zgryzot starszego Eliasza, który przejmuje po zmarłym ojcu rolę głowy rodziny. Gdy syn postanawia wyjechać wraz z całą rodziną do Ameryki, matka nie protestuje. Problemem staje się jednak jej nieustający płacz: "Natomiast z matką jest niewesoło, tak powiada mój brat Eliasz. A kto temu winien, że ona płacze dniem i nocą? Od czasu jak ojciec umarł, ona jeszcze nie przestała płakać. - Na miłość boską! Nie masz wcale litości nad nami! Przez ciebie, nie daj Boże, wszyscy będziemy musieli wracać. Tak przemawia do niej mój brat Eliasz, a ona mu odpowiada: - Głuptasie jeden! A bo to ja płaczę? Samo się płacze, ot tak sobie!…"9 W jakiś sposób dowiedział się, że problemy ze wzrokiem, które według niego były naturalną konsekwencją nieustannego płakania, mogą spowodować negatywną decyzję amerykańskich urzędników granicznych i cała rodzina może z powrotem wylądować w Kasrylewce. Dla Motla łzy są nierozerwalnie związane z osobą matki: "Ona robi to co zawsze: płacze. Może wy wiecie, czy ona przestanie kiedykolwiek płakać?"10 Poza matką, jedną z ważniejszych postaci kobiecych w powieści jest bratowa Motla, Brucha. Zupełne przeciwieństwo matki, kobieta kąśliwa, złośliwa, wiecznie niezadowolona. Młody szwagier zręcznie to wykorzystuje i przy nadarzającej się okazji płata jej różne figle. Brucha, mimo iż ma ciągłe pretensje do Eliasza, jest kobietą posłuszną, nie sprzeciwia mu się. Jedynie w narzekaniu daje upust złości, ale nigdy nie występuje przeciwko mężowi. Sam Motel kwituje to jednoznacznie: "Krótko mówiąc, kobiety mają już taką naturę. Rzadki to wypadek, aby im się coś podobało". Po raz kolejny okazuje się, że kobieta nie jest równa mężczyźnie, ale też nie jest osobą zupełnie pozbawioną wpływu na mężczyzn. Wydaje się, że mężczyźni częstokroć uzurpowali sobie prawo do decydowania o wszystkim, jednakże pod wpływem kobiet zmieniali zdanie. W Kasrylewce Szolem Alejchem przedstawił wszelakie typy ludzkie, nie zabrakło też miejsca dla kobiet. Wśród nich pojawia się żona karczmarza: "[…] słychać głos Żydówki, która klnie i beszta swojego męża. To gospodyni szuka we wszystkich pokojach naszego gospodarza. Nie przestaje kląć. […]: Cholerę w bok. Zmartwień na rok. Udar do głowy i cios mu morowy. Niechaj go ogień pali. Niech płomień go smali".11 Podobny temperament miała macocha Szolema Alejchema (Z jarmarku): "Gadkę miała iście berdyczowską. Gładką, bogatą i kwiecistą. Na każde słowo odpowiadała przekleństwem. I wcale się przy tym nie unosiła. […] Jeść - oby cię robaki zjadły! Pić - oby pijawki piły twoją krew!"12 Wydaje się, że kobiety wykreowane przez Szolema Alejchema miały jedną cechę wspólną, mianowicie ironiczne podejście do mężczyzn. Ciocia Hudł (Z Jarmarku) budzi przerażenie swojego męża: "O ile jednak Nysł ważny był w mieście, o tyle nie był ważny u swojej połowicy, cioci Hudł (wszyscy wielcy ludzie mało znaczą u swoich żon). […] Ta mała kobietka często napełniała swego wielkiego męża potężnym strachem. Bał się jej jak śmierci. […] Godził się tak łatwo na to, by jego malutka połowica waliła go po głowie poduszką albo miotłą po wypucowanej kapocie. Szczególnie umiłowała sobie tłuc go miotłą właśnie w święta".13 Tytułowy bohater opowiadania Zaczarowany krawiec również trafił na typ kobiety, o których Szolem Alejchem pisał "baba-kozak": "ona chodziła w portkach, a nie on. […] a nieraz zdarzyło mu się od niej i po pysku dostać".14 Żydówki z Kasrylewki, Anatewki, Złodziejówki, Kozodojówki i innych sztetli były kobietami niezwykle charakterystycznymi. Na ogół ubogie, otoczone gromadką dzieci i mężem, który w ich opinii był kompletnym nieudacznikiem. Nie były cichymi i potulnymi żonami, miały wpływ na życie rodziny. Faktem jest, że ich przestrzeń życiowa ograniczała się do gospodarstwa domowego, ale w tradycyjnych rodzinach żydowskich był wyraźny podział ról. Kobieta powinna być posłuszna mężowi, dbać o dzieci i dom. Co więcej, powinna odciążać męża w obowiązku zarobkowania, tak by mógł się poświęcić studiowaniu świętych ksiąg. Kobiety organizowały życie swoim dzieciom, ale także i mężowi. Szolem Alejchem pokazywał na ogół kobiety odważne, używając, mocnych słów, które dla dobra swojej rodziny poświęcą wszystko. Jednak nadal były typowymi żonami swoich żydowskich mężów, którzy dawali im dużo swobody, jednocześnie wiedząc, że małżeństwo jest dla tych kobiet najważniejsze. Świadczyło bowiem o ich statusie, miejscu w hierarchii społecznej, dawało poczucie bezpieczeństwa i życia zgodnie z przykazaniami religijnymi. Szolem Alejchem portretował nie tylko kasrylewskie kobiety. W Marienbadzie przedstawił warszawskie damy z Nalewek, które wybrały się do znanego kurortu. Są to stosunkowo zamożne mężatki, które odwiedzają Marienbad niekoniecznie dla podratowania zdrowia. Szczególnie interesująca wydaje się Perla Jamajkerowa, która przybyła do uzdrowiska, by szukać mężów dla swoich córek. Młode Jamajkerówny były już w takim wieku, że zdesperowana matka chwytała się wszelkich sposobów, by znaleźć jakichkolwiek narzeczonych: "Może bym już była gotowa chociaż z jednym, mam na myśli białostocczanina, to nim się zakrzątnęłam, wyskoczyła nagle Bazylea. Gorączka z Bazyleą. Jakiś kongres syjonistów. Więc poniosło go do Bazylei z jeszcze kilkoma młodzieńcami i kawalerami, którzy są na moje kulawe szczęście wszyscy syjonistami. Szczęście jeszcze, że ten kiszyniowianin z Kiszyniowa nie jest syjonistą. On się wyśmiewa z syjonistów. Mówi, że to tylko pretekst. Zupełnie tak samo jak z tymi, którzy jeżdżą na kurację. Jedyny cel, powiada, to szukanie kawalerów i panien na wydaniu. Jeżeli tak, to żałuję teraz, że pojechałam do Marienbadu, a nie do Bazylei".15 Niestety, okazało się, że pochłonięci dyskusją syjoniści nie byli zainteresowani córkami Jamajkerowej, a wspomniany kiszyniowianin od dawna miał żonę. Jeszcze inny typ kobiet pojawia się w opowiadaniu Szolema Alejchema Człowiek z Buenos Aires. W trakcie podróży koleją narrator poznaje bogatego emigranta z Argentyny. Zamożny mężczyzna nie mówi wprost, czym się zajmuje: "Dostarczam światu towar, o którym się nie mówi… Dlaczego? Bo świat jest zbyt mądry, a ludzie zbyt delikatni. Nie lubią, gdy się rzecz nazywa po imieniu. Wolą, gdy ktoś na czarne powie, że to białe, a białe nazwie czarnym. Nie ma na to rady…"16 Okazuje się, że Motel z Sonmaków jest sutenerem, a raczej pośrednikiem w handlu żywym towarem. Kursuje pomiędzy Ameryką Południową a Europą Wschodnią w poszukiwaniu kobiet, które mógłby ze sobą zabrać i umieścić w domach publicznych. W opowiadaniu kobiety sprowadzone są do roli towaru, który można z zyskiem sprzedać. Motel nie mówi też wprost, czym tak naprawdę się zajmuje, jednak opisuje swoją działalność na tyle dokładnie, że w łatwy sposób można się zorientować, iż wykracza ona daleko poza granice legalności. Emigrant jedzie do rodzinnej miejscowości, by się ożenić. Był to typowy zabieg handlarzy żywym towarem. Zjawiali się w sztetlu, spośród mieszkanek wybierali młodą kobietę w trudnej sytuacji finansowej i proponowali ślub, obiecując przy tym szczęśliwe życie za Oceanem: "Zabiorę ją do Buenos Aires. Kupię jej pałac - niech mieszka tam jak księżniczka".17 Naiwne kobiety, a zwłaszcza ich rodzice, wyobrażali sobie rajskie życie, jakie spotka młodą dziewczynę. Pragnęli dostatniego życia dla siebie i swojej córki, nie zastanawiając się, jakie będą konsekwencje ich decyzji. Niestety, rzeczywistość okazywała się dużo bardziej bolesna. Oszukane dziewczyny zamiast do pałacu trafiały do domu publicznego, skąd nie było ucieczki. Według Isabel Vincent, pod koniec XIX wieku szajki sutenerskie były tak często spotykane, że niemal wrosły w krajobraz Europy Wschodniej i doczekały się nawet uwiecznienia w literaturze Kobiety, które uwiecznił w swych powieściach Szolem Alejchem, to mieszkanki małych sztetli. Specyfika pisarstwa Szolema Alejchema, polegająca na przedstawieniu życia żydowskiego miasteczka, ale z perspektywy ironicznego humoru, "śmiechu przez łzy", pokazuje kobiety w nieco krzywym zwierciadle. Autor wydobywa z nich zarówno negatywne, jak i pozytywne cechy, ale zawsze pisze o nich ciepło. Kobiety, mimo że nie są głównymi bohaterkami, zajmują w tej literaturze istotne miejsce. *** Przypisy: 1 Szolem Alejchem, Dzieje Tewji Mleczarza, przeł. Anna Dresnerowa, Wrocław 1989, s. 89. 2 Tamże, s. 146-147. 3 Tamże, s. 149. 4 Tamże, s. 149. 5 Tamże, s. 150. 6 Mojżesz Kanfer, Szolem Alejchem (w 10 - lecie jego śmierci), w: "Nowy Dziennik", nr 94, 1930, s. 5. 7 Szolem Alejchem, Z jarmarku, przeł. Michał Friedman, Wrocław 1989, s. 31. 8 Szolem Alejchem, Motel, syn kantora, przeł. Stanisław Wygodzki, Warszawa 1958, s. 67. 9 Tamże, s. 130. 10 Tamże, s. 65. 11 Szolem Alejchem, Kasrylewka, przeł. Michał Friedman, Wrocław 1991, s. 66. 12 Z jarmarku, s. 200. 13 Z jarmarku, s. 75. 14 Szolem Alejchem, Zaczarowany krawiec, przeł. Ludwik Górski, Warszawa 1959, s. 223. 15 Szolem Alejchem, Marienbad, przeł. Jan Kligert, Warszawa 1967, s. 94. 16 Szolem Alejchem, Człowiek z Buenos Aires, [w:] Notatki komiwojażera, przeł. Jakub Appenszlak, Warszawa 1958, s. 69. 17 Tamże, s. 75. 18 Isabel Vincent, Ciała i dusze, Wrocław 2006, s. 26. Data utworzenia: 9 czerwca 2009 07:00 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
KAMIENIEBiałyŻółtyOko TygrysaRóżowyLetnie NieboPurpurowy ZmierzchOpalZielonySzafirCzerwonySzarySzaroczarnyCzarnyOpal dzieli kamienie na jaśniejsze i ciemniejsze, ponieważ może być i jednym, i Ofiarę Ciemności, dana osoba może otrzymać Kamień o trzy poziomy niższy od Kamienia otrzymanego na mocy Przyrodzonego Biały otrzymany na mocy Przyrodzonego Prawa może obniżyć się do niższy poziom, tym większa autorki:„Sc” w nazwach Scelt, Sceval i Sceron należy wymawiać jak „sz”.HIERARCHIA KRWAWYCHMężczyźni:Plebejusze – przedstawiciele wszystkich ras, którzy nie są KrwawymiKrwawy – ogólny termin oznaczający wszystkich mężczyzn Krwawych; odnosi się także do wszystkich mężczyzn Krwawych nienoszących KamieniWojownik – mężczyzna noszący Kamień, równy statusem czarownicyKsiążę – mężczyzna noszący Kamień, równy statusem Kapłance lub UzdrowicielceKsiążę Wojowników – niebezpieczny, niezwykle agresywny mężczyzna noszący Kamień; ma status nieco niższy niż KrólowaKobiety:Plebejuszki – przedstawicielki wszystkich ras, które nie należą do KrwawychKrwawa – ogólny termin oznaczający wszystkie kobiety Krwawych; najczęściej odnosi się do kobiet Krwawych nienoszących KamieniCzarownica – kobieta Krwawych, która nosi Kamienie, ale nie jest przedstawicielką żadnego z pozostałych szczebli hierarchii; oznacza także każdą kobietę noszącą KamieńUzdrowicielka – czarownica, która leczy rany i choroby, równa statusem Kapłance i KsięciuKapłanka – czarownica, która opiekuje się ołtarzami, sanktuariami i Ciemnymi Ołtarzami, prowadzi ceremonie składania ofiar, równa statusem Uzdrowicielce i KsięciuCzarna Wdowa – czarownica, która leczy umysł, tka splątane sieci snów i wizji, jest wyszkolona w dziedzinie iluzji i truciznKrólowa – czarownica, która rządzi Królestwem; uważana jest za serce kraju, moralną ostoję Krwawych i centralny punkt ich społeczeństwaROZDZIAŁ PIERWSZYJillian stała naprzeciw lustra w sypialni i za pomocą Fachu próbowała przymocować wisiorek z Kamieniem Purpurowego Zmierzchu do zielonej tuniki. Nie chciała, żeby kołysał się i majtał, kiedy będzie szła albo leciała. Następnie rozpostarła szeroko ciemne, błoniaste skrzydła, po czym swobodnie, nie spinając się, złożyła je luźno z zwyczajna? Czy piękna? Do czasu, gdy na krótką chwilę usta Tamnara spotkały się z jej wargami, Jillian w ogóle nie stawiała sobie tego pytania, a już na pewno nie zastanawiała się, czy ma to jakiekolwiek znaczenie. W końcu była przedstawicielką Eyrieńczyków, jednej z długowiecznych ras. Jej domeną była siła. Przez bardzo długi okres właśnie to się dla niej liczyło. Teraz jednak bycie silną nie dawało jej już takiej samej satysfakcji i nie bardzo rozumiała bokiem i zaczęła uważnie przyglądać się odbiciu swojej sylwetki w lustrze. Przez ostatnich kilka lat jej piersi nabierały kształtów i teraz były już na tyle pokaźne, że musiała nosić stanik ograniczający ich bujanie do minimum, zwłaszcza wtedy, kiedy trenowała z bronią Eyrieńczyków. Ale… Czy w tej tunice nie wyglądała przypadkiem grubo? Czy zieleń stanowiła odpowiedni kolor dla kobiety o brązowej skórze i złocistych oczach? Nurian powiedziała, że ten odcień bardzo do niej pasuje, ale choć starsza siostra bez wątpienia była znakomitą Uzdrowicielką, niekoniecznie stanowiła ekspertkę w zakresie doboru ciuchów. Zanim zamieszkały w Ebon Rih, przez długi czas – zdecydowanie zbyt długi – za przyodziewek w zupełności wystarczało im jakiekolwiek nieznoszone do granic używalności ubranie, bez względu na kolor czy drugiej strony przecież mało który styl odpowiadał przedstawicielom skrzydlatej długie, proste, hebanowe włosy, Jillian szybko ułożyła je w fantazyjny warkocz, który zaczynał się wysoko z tyłu głowy, a kończył u nasady szyi, przez co pozostałe pasma zebrane w luźny kucyk swobodnie opadały na plecy. Spięła włosy ozdobną spinką i ponownie przyjrzała się swojemu odbiciu, zastanawiając się, czy mężczyźni uznaliby jej fryzurę za w ich domu znów pojawiał się czasem mężczyzna, może celowo nie chciała wyglądać atrakcyjnie. Nie żeby Lord Rothvar kiedykolwiek powiedział lub zrobił coś niewłaściwego, ale przecież Książę Falonar także wydawał się dobrym człowiekiem aż do momentu, gdy został kochankiem Nurian. Nie minęło wiele czasu, nim Eyrieńczycy, lojalni wobec Księcia Yaslany, odkryli, że Falonar dobrym człowiekiem wcale nie przestać się zamartwiać. Nie miała na to czasu. Jeśli chciała zrobić choć krótki trening z pałką ćwiczebną, powinna się pospieszyć, bo przecież zaraz trzeba będzie lecieć do Yaslany i pomóc Marian w porannych pracach domowych. A potem jeszcze odprowadzić dwójkę starszych dzieci do eyrieńskiej szkoły…Wyszła z sypialni, nasłuchując, czy Rothvar w dalszym ciągu siedzi w sypialni jej siostry. Bezszelestnie minęła drzwi prowadzące do pokoju Nurian, po czym pobiegła do kuchni zaparzyć kawę dla siostry i jej… też trochę wczorajszej zapiekanki warzywnej i babeczek. Dla dwóch osób oka na kuchenny zegar powiedział jej, że nie zdąży już przygotować nic na to, że śniadanie sobie podaruję.– Wcześnie zachłysnęła się i omal nie upuściła naczynia z zapiekanką na podłogę. Widząc, że w progu kuchni stoi tylko Nurian, posłała jej niepewny uśmiech.– Dzień u Księcia Yaslany wcześnie się zaczyna. – Włożyła zapiekankę do piekarnika. – Jest jej całe mnóstwo, no i zostało jeszcze kilka babeczek. Kawa będzie gotowa za kilka minut. Twoja zawsze smakuje jak ścieki, więc…– Rothvar nie został na noc. – Nurian przyjrzała się jej uważnie. – Jillian, jesteśmy jego zapach, tak fizyczny, jak i psychiczny, nadal unosił się w ich domu, przypominając jej, że spędzał tu wystarczająco dużo czasu, by drewno i kamień wchłonęły jego potarła spocone ręce o tunikę.– Muszę się zbierać. Nie zapomnij wyjąć zapiekanki, jak się zagrzeje.– Jillian…– Naprawdę muszę już Nurian posmutniały. Postarała się jednak, żeby jej głos zabrzmiał energicznie.– Zrobiłam jeszcze trochę toniku dla Marian. Zaniesiesz jej?– Oczywiście. – Jillian stała już pod arkadowym przejściem, ale raptem przystanęła na chwilę, niepewna. – Przecież Marian urodziła dziecko kilka miesięcy temu. Czy nie powinna już dojść do siebie?– Miała ciężki poród. – Głos Nurian brzmiał tak, jakby każde słowo mogło wywołać śmiertelną w skutkach lawinę. – Eyrienki potrzebują niekiedy bardzo dużo czasu, żeby niektórym nigdy się to nie udaje. To było coś, czego nikt na głos nie mówił, ale czego wszyscy, którzy mieszkali w dolinie i okolicach, się obawiali – że Marian Yaslana, żona Księcia Wojowników Ebon Rih, dołączy do grona tych kobiet, które poród pozbawił sił witalnych, i pomimo wytężonych starań Nurian po prostu odejdzie.– Wiesz, co jej dolega? – zapytała pokręciła przecząco głową.– Przyniosę tonik – powiedziała tylko i poszła do swojej pracowni. Wróciwszy po minucie, wręczyła Jillian osłoniętą za pomocą Fachu sprawiła, że flaszeczka zniknęła. Następnie uściskała serdecznie siostrę.– Wszystko będzie dobrze – zapewniła ją.– Na pewno?Mówiły o zdrowiu Marian czy też o obecności Rothvara w życiu Nurian – oraz Jillian?– Nie zapomnij wyjąć zapiekanki z piekarnika. – Jillian na odchodne raz jeszcze przypomniała o tym siostrze. Kiedy chodziło o precyzyjne odmierzanie czasu, umiejętność koncentracji ograniczała się u Nurian do przygotowywania leczniczych naparów i toników. Na kuchnię to się już nie z domu, Jillian spojrzała na Eyrieńczyków latających nad doliną. Czy był wśród nich Rothvar? Obserwował ją? Czy też przebywał na treningu, szlifując umiejętności bojowe?Postanowiła, że krótką rozgrzewkę zrobi, kiedy tylko dotrze do domu Yaslany. Na to powinno wystarczyć skrzydła i wystrzeliła w niebo. W trakcie lotu zaczęła żałować, że nie założyła peleryny z pasem, którą Eyrieńczycy nosili w chłodniejsze dni. Jesienne poranki były rześkie, ale dziś powietrze bezlitośnie przypominało o nadchodzącej na kamiennym dziedzińcu przed wejściem do eyrie. Podeszła do frontowych drzwi i przytknęła dłoń do znajdującej się tuż obok nich ramy. Domy Eyrieńczyków budowano z górskiego kamienia lub wręcz wznoszono je wewnątrz gór. Ale ten jeden kamień nie pochodził z tej samej skały; pełnił on konkretną funkcję. Dom Yaslany ochraniany był tak od wewnątrz, jak i z zewnątrz. Od wewnątrz, żeby rozbrykane dzieci nie czmychnęły cichaczem, zanim nie wstaną rodzice, a od zewnątrz, żeby nikt, kto nie został dodany do zaklęć zapisanych w tym właśnie kamieniu, nie mógł wejść, kiedy drzwi pozostają zamknięte, a osłony Obecnie już ich nie było, zostali zniszczeni lata temu. Lucivar Yaslana nie zamierzał jednak ryzykować bezpieczeństwa własnej przyłożyła więc rękę i czekała cierpliwie, aż w końcu wyczuła, jak osłony wokół drzwi się rozpraszają. Przekręciła klamkę i wsunęła się do środka. Chwilę później osłony powróciły na swoje pomocą Fachu przywołała z powrotem buteleczkę z tonikiem i postawiła ją na blacie kuchennym, gdzie Marian od razu ją zauważy. Ponieważ nie wyglądało na to, żeby ktokolwiek był już na nogach – czy naprawdę przyszła tak wcześnie? – opuściła kuchnię i przeszła przez pusty pokój wejściowy, w którym nie było nic prócz stojaka na płaszcze. Otworzyła przeszklone drzwi prowadzące do ogródka, gdzie dzieci miały swoje podwórko do zabawy. Na szczęście osłony chroniące eyrie rozciągały się też na ogród. Dzięki temu nie groziło jej, że utknie na zewnątrz, jeśli skończy trening, zanim domownicy w końcu swoją pałkę ćwiczebną. Nie była tak gruba ani tak długa jak pałki dorosłych mężczyzn, co oznaczało, że w prawdziwej walce drewno mogło pójść w drzazgi, ale idealnie leżała jej w i dokładnie wykonywała kolejne ruchy, rozgrzewając mięśnie rąk, ramion, pleców i nóg. Jej ciało zmieniało się od lat. Ostatnio jednak czuła się we własnej skórze obco i nie wiedziała…Nagle poczuła czyjś palec – na plecach, między skrzydłami, dokładnie w miejscu, w którym Książę Falonar…Obróciła się gwałtownie i wymierzyła cios. Jej pałka zderzyła się z inną, już przygotowaną do Noc! Czy była aż tak pogrążona w myślach, że nie słyszała, jak się zbliżał?Lucivar Yaslana przez dłuższy moment przyglądał się jej bacznie w milczeniu. Dopiero po chwili cofnął się o krok.– Porozmawiajmy – rzekł zamiast chciała rozmawiać. Nie chciała, żeby unaoczniano jej, jaka to jest samolubna i nierozsądna, bo nie czuje się komfortowo z nocnymi pobytami Rothvara. Nie chciała słuchać, że niszczy pierwszy od dziesięcioleci związek Nurian ze względu na pamięć o człowieku, którego od równie długiego czasu już nie było. Niby wszystko to wiedziała, ale wciąż nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tak trudno przychodzi jej zaakceptowanie pojawienia się w ich życiu Lorda eyrie wybiegli Daemonar i Titian, dwójka starszych dzieci Yaslany. Oboje z pałkami w rękach, rzucili się biegiem w ich stronę.– Nie oddalajcie się od domu i zróbcie rozgrzewkę. – Choć Yaslana przemówił łagodnym tonem, nie ulegało wątpliwości, że to rozkaz.– Ale, tato… – zaczął Daemonar, lecz wyraz twarzy ojca w jednej chwili uciszył chłopca.– Tak, zatroskany na kłopoty? – zapytał ją na nici A w każdym razie tak się jej wydawało.– Porozmawiajmy – powtórzył Yaslana i lekkim skinieniem głowy wskazał przeciwległy kraniec ogrodu. Górski strumyczek wpadał tu do niewielkiego zbiornika, poniżej którego spływał dalej, kontynuując podróż do majaczącej w oddali przodem. Lucivar trzymał się krok za nią. Wtem zesztywniała i zatrzymała się gwałtownie, kiedy jego ręka zacisnęła się na jej warkoczu. Teraz czuła się jak na się ponad jej ramieniem. Zwarła mocno skrzydła.– Posłuchaj mnie, moja mała czarownico – powiedział miękko. – Słuchasz?– Tak.– Jeżeli Rothvar kiedykolwiek podniesie na ciebie rękę w gniewie albo jeśli kiedykolwiek zrobi coś niewłaściwego, żywcem obedrę go ze słowa wprawiły ją jednocześnie w zachwyt oraz przerażenie. Lucivar Yaslana nigdy nie mówił nic, czego naprawdę nie miał na myśli.– Ale to przecież twój zastępca!Rothvar ze swoim Zielonym Kamieniem był najpotężniejszym z eyrieńskich Wojowników i drugim pod względem potęgi Eyrieńczykiem mieszkającym w Ebon Rih.– To nie ma Jillian waliło jak oszalałe. Książę Falonar był niegdyś zastępcą Yaslany aż do czasu, gdy spróbował przejąć kontrolę nad doliną. To on pragnął być panującym Księciem Wojowników. Kiedy jego zwolennicy zostali pokonani, wysłano go na dwór Królowej Rihlander. Wkrótce po tym zniknął.– Sądzę, że fakt, iż Rothvar spędza z twoją siostrą tyle czasu i często przesiaduje u was w domu, rozbudził wspomnienia, które cię niepokoją.– Lord Rothvar nie zrobił nic złego – powiedziała cicho. – Nie jest Księciem Falonarem.– Rozumowo znasz różnicę, ale skóra i plecy wciąż pamiętają, co Falonar im zafundował, a i serce nie zapomniało tamtego bólu. Trochę potrwa, zanim zaufasz Rothvarowi po tym, jak sprawy potoczyły się, kiedy kochankiem Nurian został Falonar. Zaczęło mu się wydawać, że ma prawo cię kontrolować, więc nie ma nic złego w tym, że teraz dmuchasz na zimne. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że jeżeli Rothvar w jakikolwiek sposób cię skrzywdzi, będzie miał ze mną do czynienia. – Yaslana puścił ją i cofnął się o krok. – Oczywiście jeśli sądzisz, że daje ci to prawo, by zachowywać się jak wredny bachor tylko po to, żeby mu dopiec, musisz również wiedzieć, że nie zawaham się przełożyć cię przez kolano i wbić ci trochę rozsądku w żartował.– Nie wydaje mi się, żeby to właśnie tam mieszkał rozsądek – powiedziała, starając się nadać swojemu głosowi lżejszy ton.– Zdziwiłabyś się, jak wiele rozsądku można nagle zyskać, kiedy boli cię sama perspektywa posadzenia dupy – odpowiedział cierpko. Po chwili posłał jej leniwy, arogancki uśmiech, który sprawił, że aż zadrżała. – Teraz jeszcze raz omówimy powiedział to ktokolwiek inny, tylko wywróciłaby oczami. Ale to polecenie padło przecież z ust Księcia Wojowników, noszącego w dodatku Szaroczarny Kamień, co czyniło go bez mała najpotężniejszym mężczyzną na Terytorium Askavi – oraz drugim pod względem potęgi w całym Królestwie Kaeleer. Nikt nie przewracał oczami w jego obecności.– Znam zasady.– A zatem powtórzenie ich nie nastręczy ci przestawał się uśmiechać, ale w uśmiechu tym było widać wyraźne ostrzeżenie. Nie bacząc na własne obowiązki, Yaslana zostanie z nią tutaj nawet cały dzień, jeśli będzie głęboko.– Patrzenie równa się wołanie. Dotykanie równa się wołanie. Żadnego działania bez uprzedniego pozwolenia. – Ostatnia zasada budziła w niej głęboki niepokój, ponieważ ją złamała. Choć tylko troszeczkę. I niechcący. W każdym razie nie tak całkiem powiedziała coś teraz, po fakcie, Tamnar wpadłby w tarapaty, a nie zasługiwał przecież na gniew Yaslany. Nie za coś, co w tak maleńkim stopniu stanowiło naruszenie Yaslanę wzrokiem, zastanawiając się, czy już wie o tym maluteńkim odstępstwie od zasady.– Czy jest coś jeszcze, co chcesz mi powiedzieć? – zapytał.– Nie – odpowiedziała szybko. Może zbyt szybko?Wiercił ją wzrokiem tak intensywnie, że z trudem powstrzymała się od nerwowego przebierania nogami. W końcu Yaslana przemówił znowu:– Jeśli ktoś spróbuje cię skrzywdzić, co masz zrobić?To samo pytanie zadał kilkadziesiąt lat temu, po tym, gdy odkrył, że Falonar ją wychłostał. Udzieliła tej samej odpowiedzi co wtedy.– Z całej siły kopnąć w wydał z siebie odgłos, który można było wziąć za chichot.– że zastanawia się nad odpowiedzią.– Podnieść osłonę, a potem cię zawołać?– Zgadza się. A potem masz walczyć, moja mała czarownico, masz walczyć ze wszystkich sił, dopóki się nie zjawię. Rozumiesz?– rzucił okiem w stronę eyrie.– Zjadłaś śniadanie?– Nie.– Więc chodź. – Uniósł lekko podbródek, kiwając na Daemonara i Titian, którzy już szli do środka. – Po szkole możecie trochę już się odwróciła, by pójść za nimi, ale raptem przystanęła w pół kroku, wahając się lekko.– Przyniosłam jeszcze jedną flaszeczkę toniku dla Lady Marian.– Jesteśmy się odrobinę i poczuła, jak zalewa ją jakieś dziwne uczucie – żar, który sprawił, że sutki jej stwardniały, a między nogami poczuła przyjemne ciepłe mrowienie. Żar ten był wyczuwalny w powietrzu niemal w taki sam sposób jak zapach. Totalne odurzenie, coś jak kocimiętka dla co to jest – nie dlatego, że poczuła to już kiedykolwiek wcześniej, ale Nurian wyjaśniła jej, w czym rzecz, gdy Jillian zaczęła się zastanawiać, dlaczego niektóre kobiety zachowują się… dziwnie, kiedy Yaslana i Marian biorą udział w przedstawieniu albo w jakimś innym wydarzeniu publicznym.– Jillian? – W głosie Yaslany pobrzmiewało zdziwienie i – być może? – nutka się do niego nieco nieprzytomnie i pomknęła w stronę żar. Stanowiło to część jego natury jako Księcia Wojowników, coś, co do pewnego stopnia mógł trzymać na wodzy, lecz mimo wszystko „to” zawsze tam było. Wabik mający przyciągnąć kobiety. Książęta Wojowników byli bowiem niebezpiecznymi, gwałtownymi, niezwykle agresywnymi mężczyznami, którzy przyszli na świat po to, by walczyć na polach bitwy. Byli żywą bronią Królowej. Mężczyzna taki budził strach, ale jednocześnie potrzebował sposobu, aby utrzymać przy sobie kobietę. Inaczej nie spłodziłby dzieci i linia krwi by powiedziała, że kiedy Książęta Wojowników nie przebywali w towarzystwie wybranej kochanki, na ogół trzymali żar na wodzy tak bardzo, jak tylko się dało. Ten jednak i tak z nich mimowolnie emanował, obmywając wszystkich wokół, wytwarzając ten rodzaj zapachu, który sprawiał, że kobiety czuły się kobieco, pożądane. W rzeczywistości ten okiełznany żar ani nie był zaproszeniem do seksu, ani nawet nie wyrażał zainteresowania cielesnym wyrazem miłości w większym stopniu, niż zapach krwi miesięcznej stanowił zaproszenie do ataku na kobietę, gdy była ona najbardziej bezbronna, bez możliwości skorzystania z rezerwuaru mocy zawartego w Kamieniach, by się do eyrie, Jillian obejrzała się za siebie. Yaslana wykonywał właśnie poszczególne ruchy zestawu rozgrzewkowego – i wyglądał przy tym zachwycająco. Wyglądał jak prawdziwy czując, jak twarz płonie jej ze wstydu. Jak w ogóle coś takiego mogło przemknąć jej przez myśl! Przecież to Yaslana, Książę Wojowników Ebon Rih. Ona zaś pracowała dla jego żony. I aż do dzisiaj nigdy w taki sposób o nim nie do dzisiaj. To dziś po raz pierwszy poczuła, czym jest seksualny żar. On był dzisiaj taki sam jak wczoraj. To ona się zmieniła. Książęta Wojowników nie wyczuwali woni księżycowej krwi, dopóki nie osiągnęli odpowiedniego etapu okresu dojrzewania. Miało więc sens, że i dziewczyna – kobieta – musiała osiągnąć dojrzałość fizyczną, by poczuć, jak jej ciało reaguje na żar promieniujący od Księcia uśmiechnęła się do piersi i krew księżycowa były jasnymi znakami wskazującymi na to, że dziewczyna zmienia się w kobietę. Miała wrażenie, że dzisiaj otrzymała kolejne znaczące potwierdzenie tego pochłonął ją kuchenny chaos i zgiełk, tak charakterystyczne dla poranków w domu Yaslany. Przez resztę dnia już w ogóle o nim nie Lucivar zrobił rozgrzewkę po raz drugi, zwiększając tym razem szybkość ruchów. W normalnych okolicznościach byłby teraz w kuchni, pomagając Marian nakarmić dzieci i wyprawić je do szkoły. Ale kilka minut wcześniej zobaczył w Jillian coś, co kazało mu zostać na była stałą bywalczynią jego domu, odkąd dziesiątki lat temu Nurian podpisała z nim kontrakt na służbę i przybyła do Ebon Rih z siostrą, nad którą sprawowała opiekę. Zaabsorbowany pomaganiem dorosłym Eyrieńczykom w osiedleniu się, Yaslana nie potrafił dokładnie powiedzieć, kiedy Jillian została „pomocnicą” Marian i zaczęła zajmować się Daemonarem. Jego synek był wtedy kapryśnym, zaczepnym kilkulatkiem, kuleczką niespożytej wręcz energii. Pomoc Jillian w ujarzmieniu małej bestyjki pozwalała Marian w spokoju zająć się tym, co musiała przestał myśleć o niej jako o podopiecznej kogoś innego. Jasne, Jillian na ogół wracała na noc do siebie, lecz spędzała u nich tyle czasu, że jego obowiązkiem stało się ją chronić – jak honorową córkę, tak jak czynił jego ojciec, kiedy został honorowym wujem większości Królowych z Terytoriów w zaczął się zastanawiać, czy to nie będzie seksualnego żaru powiązana była z mocą, która płynęła w żyłach Krwawych i czyniła ich tym, czym i kim byli. Im ciemniejszą mocą dysponował Książę Wojowników, tym silniejszym emanował żarem. Był w tym pewien sens – zapewniało to przetrwanie ciemniejszych linii i pomagało utrzymać kobietę przy sobie wystarczająco długo, aby spłodzić dziecko i wytrwać te wszystkie lata aż do chwili, gdy formalnie zostaną ojcu przyznane prawa do potomka. Przez resztę czasu potrafiło być to jednak cholernie uciążliwe. Mężczyzna popuszczał wodze, aby uwieść kochankę i zapewnić jej fantastyczne doznania, lecz żar ten, nawet na uwięzi, przyciągał nieraz zbyt wiele niepożądanego zainteresowania ze strony innych przeciwieństwie do swojego brata, Daemona, który mógł uwieść każdą już przez samo swoje wejście do pokoju, Yaslana nie miał zbyt dużego problemu z niechcianym zainteresowaniem ze strony kobiet z jednego prostego powodu: ciągnęła się za nim reputacja brutalnego i okrutnego w łóżku. Zdobył ją dawno temu, jako niewolnik na dworach w Terreille. Opowieści o tym, jak to brutalnie traktował Królowe, które próbowały go wykorzystać, dotarły razem z emigrantami do Szarej Przystani aż po granice Kaeleer. To dlatego obawiano się go bardziej niż innych Książąt Wojowników. Kobiety mógł cieszyć żar, który odczuwały, kiedy przechodził obok, ale były wdzięczne, że ma żonę i nawet nie patrzy w ich jednak się go nie bała – i to mogło okazać się problemem. Miał nadzieję, że dziewczyna będzie w stanie zaakceptować ten żar jako coś, co tkwiło w nim od zawsze, nawet jeśli sama dopiero teraz zaczęła to dostrzegać, i zignoruje to tak samo, jak przechodziły nad tym do porządku dziennego wszystkie Królowe należące do sabatu Jaenelle Angelline. W przeciwnym razie… Cóż, w przeciwnym razie będzie musiał zabronić jej wstępu do swego domu, aby powstrzymać ją od popełnienia śmiertelnego w skutkach jak Jillian, Daemonar i Titian lecą w stronę eyrie, w której Lord Endar uczył eyrieńskie się z zamyślenia, zniknął pałkę ćwiczebną, przemierzył ogródek i wszedł do – jego żona, przyjaciółka i partnerka, a także miłość jego życia – uśmiechnęła się, gdy pojawił się w kuchni. Nalała filiżankę kawy i podała mu ją.– Ominęło cię śniadanie. I cały poranny chaos.– Czy zauważyłaś, o ile ciszej było tu w ubiegłym tygodniu, kiedy Daemonar udał się z wizytą do wuja? – zapytał Lucivar.– Och, chyba wszyscy w Riadzie to zauważyli – odparła Marian. – Ale to w końcu twój syn.– Ty też miałaś coś wspólnego z tym, że się tu pojawił – zaoponował żywo.– Ale nie od tej strony. To akurat ma po było temu zaprzeczyć. Jego syn wyrastał na znamienitego – co jednocześnie oznaczało bycie totalnym wrzodem na tyłku – Księcia Wojowników, którego Zielony Kamień otrzymany na mocy Przyrodzonego Prawa niemal odpowiadał mocą Zielonemu Kamieniowi Rothvara.– Odłożyłam ci trochę jedzenia – powiedziała, po czym zmarszczyła brwi. – Lucivarze?Uparcie twierdziła, że nic jej nie jest, ale od narodzin Andulvarka nie odzyskała ani sił, ani energii. Wiedział, że nie jest szczęśliwa z powodu mało entuzjastycznego podejścia do seksu, jakie teraz przejawiał. Zdawał sobie sprawę, że wręcz zaczyna wątpić, czy mu się jeszcze podoba, co było tak dalekie od prawdy, że aż śmieszne. Były noce, gdy pragnął jej wręcz rozpaczliwie, ale nawet kiedy dokładał wszelkich starań, aby być wyjątkowo delikatnym i ostrożnym, wydawało się, że ich akt miłosny jeszcze bardziej pozbawia ją żeby udała się do Uzdrowicielki, która służyła u Królowej Amdarhu, stolicy Dhemlanu. Lady Zhara nie potrafiła jednak znaleźć przyczyny, dla której Marian znacznie wolniej niż normalnie dochodziła do siebie po porodzie. Obie Uzdrowicielki, Nurian i Zhara, zgodnie orzekły, że coś jest nie tak, lecz wyglądało na to, że żadna z nich nie potrafi doszukać się przyczyny. Marian zaś uparcie twierdziła, że czuje się coraz lepiej. Nie mógł zatem zrobić zbyt wiele, a jedyna osoba, której opinia mogłaby mieć znaczenie, odeszła wiele lat wszystko, ze względu na to, jak jego żona czuła się z powodu ich obecnie mocno ograniczonego życia miłosnego, musiał powiedzieć jej o tym, co zaszło rano.– Jillian wyczuła żar seksualny, kiedy rozmawialiśmy na dworze. – Słowa te niemal jego samego paliły w gardle żywym postawiła talerz na stole i obdarzyła męża zdziwionym spojrzeniem.– Lucivarze, ona dorasta. Prędzej czy później musiało do tego dojść. – Umilkła na chwilę. – To dlatego była tu tak wcześnie?Lucivar pokręcił głową.– Nie, to przez Rothvara. Fakt, że dzieli on teraz łoże z Nurian, wzbudził wspomnienia o Falonarze.– Ach, o nim – powtórzyła, dobitnie akcentując ostatnie kochana czarownica domowego ogniska na ogół nie przemawiała z takim jadem. Ale przecież to właśnie przez niego Lucivar znalazł się na polu bitwy sam jeden przeciwko wszystkim Wojownikom, którzy pragnęli, żeby to Falonar sprawował władzę nad Ebon Rih. Nie myślał o tym, jak będzie wyglądał po tej walce. Nie zastanawiał się, jak zareaguje żona, widząc swojego męża powalanego krwią szczęście, że ten typ zniknął, kiedy wysłano go na dwór Lady Perzhy.– No cóż, Falonar nie skrzywdził Jillian, dopóki nie został kochankiem Nurian. Trochę więc potrwa, zanim dziewczyna przyjmie do wiadomości fakt, że nawet jeśli Rothvar przejął teraz tę rolę, nie znaczy to, że i on się zmieni, i będzie próbował którąkolwiek z nich kontrolować.– Rothvar będzie musiał po prostu okazać jej cierpliwość. I ty te stanowiły lekki przytyk – lekki, co nie oznaczało, że Lucivar miał nie więc żonę leniwym, aroganckim uśmiechem.– Przypomnę ci, jaką to cnotą jest cierpliwość, kiedy Daemonar po raz pierwszy poczuje zapach księżycowej krwi i zacznie wykazywać zapędy despotyczne!Marian wyglądała jak królik, który wpadł prosto w stado wilków.– No cóż, po prostu będziesz musiał mu wszystko jej głosie pobrzmiewała irytacja. Więcej, była wręcz zbulwersowana na myśl, że dwóch Książąt Wojowników będzie się nad nią trzęsło. Lucivar tymczasem odstawił filiżankę na stół, wziął żonę w ramiona i obdarzył długim czułym pocałunkiem.– Nie martw się – powiedział, szczerząc się od ucha do ucha. – Obiecuję, że wszystko mu DRUGISiedząc na skraju łóżka swojej córki, Daemon Sadi – Książę Wojowników Dhemlanu noszący Czarny Kamień – przewrócił ostatnią stronę.– I wszyscy żyli długo i szczęśliwie. – Zamknął dostali stek – wtrącił zlustrował wzrokiem futrzanych towarzyszy, którzy dołączyli do dziewczynki na czas wieczornych opowieści – młodziutki Wojownik Sceltie, który właśnie przemówił, oraz jeszcze młodsza czarownica Sceltie, która tylko zamachała wesoło ogonkiem.– Tak – odparł cierpko. – Wszyscy żyli długo i szczęśliwie, bo dostali stek.– I ciasto!Daemon przeniósł z kolei wzrok na córkę, która cieszyła jego serce i umysł. Jaenelle Saetien miała czarne włosy i złote oczy, typowe dla długowiecznych ras, lecz jasnobrązowa, jakby lekko muśnięta słońcem skóra przypominała raczej karnację jej matki niż jego własną o złocistobrązowym odcieniu. Delikatnie spiczaste uszy były charakterystyczne dla rasy Dea al Mon. Tak naprawdę to poza oczami – złotozielonymi i nieco za dużymi – Jaenelle Saetien bardzo przypominała Surreal, kiedy ta była w jej wieku.– I ciasto – przytaknął. Widząc, na co córeczka się szykuje, zniknął książkę i pierwszy rzucił się na nią z łaskotkami. Jaenelle Saetien piszczała z radości, a Sceltie szczekały wesoło i podskakiwały na łóżku.– Mieli ciasto z kremem i lukrem, udekorowane mnóstwem różowych i niebieskich kwiatów! – Co było ulubionym wypiekiem na chwilę, żeby pozwolić jej złapać oddech – a ta skoczyła na niego, zgodnie zresztą z tym, czego się spodziewał. Teraz przyszła jej kolej na łaskotanie, więc usłużnie padł do tyłu, żeby jej to ułatwić. Oczywiście Sceltie również wzięły to za zaproszenie do zabawy i radośnie się na niego zwaliły. Na szczęście to łapa mniejszego z dwóch szczeniaczków wylądowała mu na jajkach, zanim ogarnął się na tyle, by tę delikatną część ciała ochronić za pomocą osłony.– Poddaję się – powiedział ze śmiechem. – Już się Saetien rozciągnęła się nad nim, tak że ich nosy niemal się stykały. Morghann złapała go zębami za rękaw, a Khary, który niedawno świętował Obrzęd Urodzinowy i nosił teraz ciemny Opalowy Kamień, stanął mu za głową i zaczął się weń wpatrywać.– Tato?– Tak, moja mała czarownico?– Nie miałbyś ochoty na tort?Ach. Więc o to im chodziło.– Pięknie ozdobione torty robi się na wyjątkowe okazje.– Ale ja teraz mam wyjątkowy było. Jaenelle Saetien posiadała Kamień, z którym żaden inny nie mógł się równać. Stworzony specjalnie dla niej przez Królową, która zawsze była i na zawsze pozostanie miłością jego życia. Jednak rola przewodnika młodej czarownicy noszącej coś tak wspaniałego jak Świt Zmierzchu wiązała się z pewnymi obowiązkami – nie tylko jako ojca, ale także jako Księcia Wojowników. Granice mogły być zarysowane bardzo delikatnie, lecz musiały zostać wyznaczone.– Masz wyjątkowy Kamień. Kiedy go otrzymałaś, świętowaliśmy to uroczyście. O ile dobrze pamiętam, jedliśmy wtedy ogromny tort, który pani Beale przygotowała specjalnie na tę okazję, z całym mnóstwem kremu i lukru. – Na samą myśl o tamtym lukrze aż go rozbolały to prawdopodobnie przez ten tort razem z Lucivarem musieli się użerać z nadmiernie podekscytowaną dzieciarnią w trakcie przyjęcia. Nie żeby miał zamiar kiedykolwiek powiedzieć o tym tej noszącej Żółty Kamień olbrzymiej czarownicy, która była jego kucharką tu w Pałacu.– Kiedy to było wieeeeki temu! – zaoponowała Jaenelle miała miejsce kilka tygodni wcześniej. Ale nawet dziecko pochodzące z długowiecznej rasy miało inne poczucie czasu niż dorośli.– Rozumiem zatem, że poprosiłaś panią Beale o ciasto.– Powiedziała, że przygotowała już menu na następne dwa tygodnie i wśród deserów nie przewidziała tortu.– No cóż…– Ale na pewno zrobiłaby go, gdybyś to ty ją każdym razem, kiedy pani Beale miała z nim coś do omówienia, przychodziła na spotkanie ze swoim dobrze naostrzonym tasakiem do mięsa – i chociaż ona nosiła Żółty Kamień, a on Czarny, nigdy nie przyznałby przed sobą ani przed nikim innym, że czuł lekkie ukłucie strachu, ilekroć musiał mieć z nią bezpośrednio do czynienia. Zawsze, kiedy marzyło mu się jakieś szczególne danie albo deser, wolał przekazać prośbę za pośrednictwem Beale’a, Wojownika noszącego Czerwony Kamień – pałacowego kamerdynera oraz męża pani Beale.– Może i by zrobiła – zgodził się z córką – ale jak już powiedziałem i z czego sama zdajesz sobie sprawę, takie torty robi się na wyjątkowe okazje.– Ale, tato…– Nic z tego. – Daemon pocałował ją w policzek, by złagodzić nieco ostrość swoich słów, po czym ciągnąc wciąż uczepioną jego rękawa Morghann, usiadł i podsadził córeczkę na Sceltie, żeby umościły się w końcu w swoich koszykach, okrył Jaenelle Saetien na dobranoc i poszedł do siebie. Ledwo zdążył się rozebrać, gdy usłyszał pukanie do drzwi łączących jego pokoje z apartamentem Surreal. Niezależnie od tego, czy uprawiali seks, kochali się, czy po prostu przytulali przed zaśnięciem, większość nocy spędzał w jej łóżku. Jej łóżko, jej zasady – do niego zaś, jako do kochanka, należał przywilej jej Książę Wojowników potrzebował własnego pokoju i własnego łóżka, w którym mógłby zaznać snu, odpoczynku i spokoju. Tu spał, kiedy Surreal zostawała w Amdarhu, ich kamienicy w mieście, albo w jego zastępstwie udawała się do którejś z rodzinnych posiadłości. Nie czuł potrzeby ani pragnienia, by trzymać się od niej z daleka, kiedy przebywała w rezydencji. Poza tym odmawianie jej własnego ciała stanowiłoby naruszenie obietnicy, którą złożył – wszak przyrzekł być jej mężem w każdym znaczeniu tego ciąża – nieplanowana i niespodziewana – była efektem tego, jak pocieszali się wzajemnie tej nocy, kiedy umarł jego ojciec. Bardziej niż na dzikiej namiętności ich małżeństwo zasadzało się na tym, że nie chciał pozwolić, aby odeszła z jego dzieckiem. A jednak przez te wszystkie lata na swój sposób się kochali – i jako przyjaciele, i jako rodzina. Surreal natomiast zrozumiała – i pogodziła się z tym – że on nigdy nie będzie potrafił pokochać żadnej innej kobiety równie głęboko i gorąco, jak kochał ją, żywe ucieleśnienie wszystkich marzeń. Jaenelle Angelline. Czarownica. Jego ją znała. W rzeczy samej była jej siostrą i przyjaciółką, jak również mieczem i tarczą Jaenelle jako Królowej. Zawsze blisko, w czasie pierwszego małżeństwa Sadiego wzięła na siebie rolę jego zastępczyni, żeby tylko mógł spędzić z Jaenelle tyle czasu, ile się tylko dało. Długość życia czarownic mierzyło się bowiem w dekadach, a nie wiekach. Towarzyszyła mu również w roku żałoby oraz w latach nawet po tym, jak się pobrali, istniał między nimi dystans, pełna rezerwy ostrożność. Byli przyjaciółmi, kochankami, partnerami, rodzicami. Ale aż do Obrzędu Urodzinowego Jaenelle Saetien, kiedy formalnie uznała jego ojcostwo i udzieliła mu nieodwołalnych praw do córki, ten dystans i ostrożność nie zniknęły. A teraz…Drzwi się otworzyły i do pokoju – do jego pokoju – weszła Surreal.– Udało ci się ułożyć ich do snu? – odwrócił się, by stanąć do niej przodem, poczuł, jak coś się w nim rozluźnia. Wzbiera. Roznieca do gwałtownego, mrocznego do mojego pokoju. Patrzył na nią, stojącą na środku jego królestwa, w długiej zielonej koszuli nocnej przetykanej złotą nicią – szatą, która w każdym calu stanowiła zaproszenie – i poczuł, jak to jedno słowo wypełnia go całkowicie, tak że nie było już miejsca na nic innego. Jest moja.– Sadi?Miał ochotę na igraszki. Och, jak bardzo chciał się zabawić. Ona również o tym marzyła. Co inaczej robiłaby w jego pokoju? W jego pokoju, gdzie to nie on był gościem. Gdzie nie istniały żadne granice wyznaczające, co mógł albo czego nie mógł zawsze musiał istnieć wybór. Zawsze.– Daemonie?Za pomocą Fachu przymknął drzwi. Ale nie zamknął ich do końca. Jeszcze nie teraz.– Chcesz się zabawić? – zamruczał, zbliżając się do niej powoli.– Ty najwyraźniej masz na to mogła się oprzeć temu lekko bezczelnemu uśmieszkowi, który wystąpił mu na twarz w efekcie podniecenia. Wolny od wszelkich zahamowań, owinął się wokół niej, nachylając się tak blisko, że ich wargi niemal się zetknęły. Ale jego usta nie spoczęły na jej ustach. Nie, nie dotknie ich, dopóki sama nie podejmie decyzji.– Chcesz tu zostać na noc i się bawić czy wolisz iść do siebie i spać sama?Jeżeli nie zostanie z nim tutaj, nie będzie mógł z nią dzisiaj spać. Nie potrafiłby odgrywać należycie taktownego gościa w jej łóżku. Nie dziś. Nie teraz, kiedy puściły wszelkie zahamowania. Nie teraz, kiedy czuł – tak naprawdę czuł – że ta kobieta, tak jak dziecko, jest jego. Nie chciał się z nią kochać, nie chciał nawet uprawiać seksu. Nie dziś. Tej nocy chodziło o posiadanie, o to, żeby jej ciało śpiewało tak, jak on zagra, żeby nie było między nimi już żadnych barier, żeby w końcu oddał jej wszystko to, czym tylko wtedy, jeżeli sama tak postanowi.– To co, chcesz się bawić? – zamruczał Podekscytowanie. Podniecenie zaprawione nutką strachu przed tym, co zamierzał Zostaniesz czy pójdziesz? – zapytał szeptem jeszcze delikatnym materiałem dostrzegł zarys twardych sutków. Poczuł zapach mokrego ciepła rozlewającego się jej między nogami.– się zamknęły. Kliknął zamek. Surreal zadrżała, gdy przebiegł palcami po jej usta zetknęły się w pocałunku tak zachwycająco, tak przewrotnie delikatnym, że zanim mógł zrobić cokolwiek innego, musiał zlizać z jej twarzy w końcu położył ją na swoim łóżku, aż załkała, rozpaczliwie potrzebując jego dotyku. Całą uwagę skupił więc na tym, żeby najpierw zaspokoić ją, a nie siebie. Jest gwałtownie otworzyła oczy. Serce waliło jej jak oszalałe. Przestraszyła się, że odgłos ten obudzi śpiącego obok niej chciała obudzić – ani wzbudzić – tego, który spał czego pragnęła w tym momencie ponad wszystko inne, to wydostać się z jego się na bok, bliżej krawędzi łóżka, i zamarła w oczekiwaniu. Ale nie, żadna ręka nie złapała jej gwałtownie za biodro. Żadne ramię nie poruszyło się, by przyciągnąć ją z powrotem. Żadna głowa nie uniosła się z poduszki, by sprawdzić, co się dzieje. Żaden głęboki, senny głos nie zapytał, dokąd się więc spomiędzy prześcieradeł najpierw stopy, potem łydki. Przesunęła się jeszcze odrobinę i zsunęła z łóżka. Przykucnęła obok, czekając w Daemon wciąż że obecność wyprostowanej postaci w swojej sypialni wyczułby natychmiast, na czworakach ruszyła w stronę Słodka Ciemności, proszę, niech się otworzą. Bez względu na to, jaką blokadę założył na drzwi i roztoczył wokół tego pokoju, niech ona teraz klamkę. Drzwi się otworzyły, wpuszczając do przesyconego seksem pokoju powiew świeżego wślizgnęła się do swojej sypialni i zamknęła drzwi. Korciło ją, by założyć na nie Szarą blokadę, rozmieścić osłony wokół całego pokoju. Ale Szara by go nie zatrzymała. Wzbudziłaby w nim ciekawość lub troskę – może by go rozzłościła – lecz z pewnością by go nie do łazienki i założyła wokół niej osłonę słuchową, by ukryć odgłos wody, po czym wzięła gorący prysznic. Cała aż dygotała, myjąc włosy, dokładnie opłukując ciało, stojąc i pozwalając, by woda rozluźniła napięcie, ulżyła obolałym Księcia Wojowników to jego miejsce. Tam jest skłonny do większej Jaenelle Angelline, wypowiedziane dziesiątki lat temu, były zarówno instrukcją, jak i wiedziała, co to zaborczość. Podczas ich pierwszej wspólnej nocy, tej, kiedy poczęli Jaenelle Saetien, skończyli w jego pokoju, na jego łóżku i tam był… w większym stopniu Daemonem, ale jeszcze nie Sadystą. Doświadczyła tej strony jego natury, która znajdowała się gdzieś pomiędzy – a to, jak go owej nocy doświadczyła, w ekscytujący sposób zapierało dech w tamtej pory ich seks był cudowny i oszałamiający, lepszy od wszystkiego, czego kiedykolwiek zaznała, chociaż nie zawsze miał w sobie to coś, co sprawiało, że dosłownie brakowało jej wczoraj…Co takiego zrobiła, co sprowokowało go do takiego zachowania? Co przemieniło go w zwierzę, jakim się stał ubiegłej nocy? Rozpoznawała w jego złocistych oczach to szkliste spojrzenie. Wiedziała, pod czyją kontrolą znajdowało się jej ciało i kto się nią bawił, aż niemal rozpłynęła się w przerażającym zachwycie, który w jednym momencie czyni kobietę w cudowny sposób zaspokojoną, a chwilę później sprawia, że desperacko pożąda ona kolejnego dotyku, następnego orgazmu, na który dostanie w łóżku z Sadystą – i to ją przerażało. To przerażało ją, najlepiej opłacaną dziwkę Domów Czerwonego Księżyca w całym Terreille, jak również jedną z najlepszych zabójczyń w tym Królestwie. Nie była dziwką od całych dekad, od kiedy wyemigrowała do Kaeleer, wciąż jednak pilnowała, aby wszystkie noże, jakie posiadała, były ostre – i od czasu do czasu, bardzo dyskretnie, z nich i tak wszystkie umiejętności, jakimi dysponowała, były niczym wobec noszącego Czarny Kamień Księcia te umiejętności były niczym wobec Obrzędu Urodzinowego Jaenelle Saetien dogadywali się wręcz fantastycznie. Daemon wyraźnie się odprężył i złagodniał, co stanowiło dość typową reakcję mężczyzny po uzyskaniu praw do dziecka. Surreal podejrzewała, że to odprężenie może mieć też związek z ponownym zetknięciem się – w pewnym sensie oczywiście – Daemona z Czarownicą, która podarowała ich córce nadzwyczajny dni po Obrzędzie po raz pierwszy powiedział jej, że ją kocha; słowa te sprawiły, że zrobiło jej się ciepło w sercu, stanowiły zapewnienie, że zostanie, aby się z nią teraz…Zakręciła wodę, po czym jeden z dużych ręczników owinęła wokół głowy, a drugim się mogła co prawda zabrać Jaenelle Saetien ze szkoły i pozbawić codziennych lekcji Fachu i Protokołu, które dziewczynka rozpoczęła z Daemonem, ale ona sama mogła przecież na kilka dni wyjechać pod pretekstem sprawdzenia, jak się sprawy mają w innych rodzinnych posiadłościach. Nie było w tym nic niezwykłego. Nic, co mogłoby wzbudzić podejrzenia w Daemonie albo sprawić, że zacząłby zadawać się zlewu, w jednej chwili przypominając sobie dotyk jego dłoni, ust, to uczucie, gdy jego penis wypełnił jej wnętrze, poruszał się w niej…Doszła. Ale to nie wystarczyło. Zachłanne, rozpaczliwe pragnienie wróciło pragnęła Daemona. Pragnęła Sadysty, który jej to wyjechać na jakiś czas, żeby w spokoju przemyśleć Daemon, na wpół rozbudzony, wyciągnął ramię w bok. Gdy zamiast ciepłego ciała jego dłoń napotkała tylko chłód prześcieradła, przeturlał się na plecy i potarł Noc!Jego seks tak nie wyglądał – ba, on sam nie zaproponował takiego seksu, odkąd… no cóż, odkąd Jaenelle Angelline po raz ostatni przyjęła jego zaproszenie do łóżka. Nie sądził, żeby jakakolwiek inna kobieta – nawet Surreal – kiedykolwiek zgodziła się z nim bawić w bycie posiadaną, świadoma, że nic jej nie grozi. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek pokocha kogoś na tyle mocno, żeby znów zapragnąć bawić się w ten dawno temu po raz pierwszy ujrzał w swojej sypialni Czarownicę i tak na nią zareagował, ojciec wyjaśnił mu pewne aspekty dotyczące natury Książąt Wojowników, których młody Sadi nie był to się rozgrywa na poziomie emocji, a kiedy dzieje się naprawdę, staje się jeszcze mroczniejsze i bardziej niebezpieczne. To radosny dreszcz podniecenia, że budzisz w swojej kochance strach, doprowadzając ją do punktu, w którym już nie chce się opierać. A przy tym również komfort, że możesz ujawnić jej ten aspekt swojej natury, wiedząc, że ona wciąż ma do ciebie zaufanie… To coś, co może przerodzić się w agresję, a zostaje przemienione w pewien rodzaj bezwzględnej łagodności… To część twojej natury. Coś właściwego twojej kaście. Coś, co drzemie w każdym z nas… Część siebie przekształciłeś w potężną broń, doprowadziłeś do perfekcji do tego stopnia, że ludzie nadali temu inną w swojej sypialni był Sadystą w formie najłagodniejszej z możliwych. Sadystą kochankiem. Daleko temu do tego, czym się stawał, kiedy pozwalał, aby ten mroczny, zabójczy aspekt jego natury zerwał się ze smyczy. Jednak te szczególne umiejętności oraz wiedza owinięte miękkim aksamitem miłości potrafiły w tak pikantny sposób zaspokoić kobietę jak nic powinien być zaskoczony, że Surreal przyjęła jego zaproszenie. Kiedy dokonała wyboru – bo gdy chodziło o ten rodzaj łóżkowych igraszek, decyzja musiała należeć do niej – pokazał jej, kim naprawdę jest, kiedy istniejące między nimi bariery znikają. Bariery, które utrzymywał w miejscu, by ją chronić. Wydawały mu się konieczne. Tymczasem wczoraj w nocy Surreal uświadomiła mu, jak bardzo mylił się w tej sonda psychiczna zlokalizowała Szarą osłonę. Wyślizgnął się więc z łóżka, włożył szlafrok i otworzył okno, żeby w pokoju zdążyło się wywietrzyć, zanim przyjdzie jego lokaj albo ktokolwiek szlafrok w pasie i wszedł do sypialni Surreal. W chwili, w której dobiegł go jej psychiczny zapach, stanął jak SaDiablo, czarownica i zabójczyni nosząca Szary Kamień, ta, która od piętnastu lat była jego żoną, czuła przed nim strach. Naprawdę się go bała. Z powodu ostatniej sama dokonała tego wyboru. Przyjęła jego zaproszenie do zabawy. I jeśli choć przez chwilę czuła się niekomfortowo, mogła przerwać wszystko jednym słowem. Tyle wystarczyło: jedno słowo.– Surreal – powitał ją go słabym uśmiechem.– Czas zobaczyć, jak się sprawy mają w naszych posiadłościach – zaczęła się tłumaczyć. – Postanowiłam wcześnie wyruszyć i nie chciałam cię odczytywać znaki, jakie wysyłało jej ciało. Wiedział, że serce wali jej jak oszalałe; oddychała zdecydowanie zbyt w nocy, kiedy czuł tę mroczną żądzę posiadania, wiedział, że ta kobieta należy do niego i, co równie istotne, że i on należy do niej. Pokazał jej także, kim jest naprawdę – przed nią prawdę o sobie ujawnił tylko jednej w przeciwieństwie do Jaenelle Angelline, która akceptowała wszystko, czym i kim jest, Surreal, poznawszy tę prawdę, zaczęła się go bać. Och, czasami odczuwała przed nim strach przy innych okazjach, miała ku temu powód. Ale nie tutaj. Nie w ich domu. Nie w jej tylko, że przecież wczoraj nie byli w jej łóżku. Kochali się u niego, co w przypadku Księcia Wojowników sprawiało różnicę. Ogromną się więc znów łagodnie, nie podchodząc bliżej:– Zjesz ze mną śniadanie, zanim pojedziesz?Jej wahanie trwało o ułamek sekundy za długo.– Jasne, kotku. Daj mi tylko kilka minut, aż skończę się pakować. Zobaczymy się na wrócił więc do siebie i zamknął drzwi. Wziął krótki, ale dokładny prysznic, świadom, że jakakolwiek pozostałość zapachu seksu będzie jej teraz krótki wyjazd okaże się zbawienny, da jej czas, by uświadomiła sobie, że była to tylko zabawa, że przecież przestałby w tej samej chwili, w której by go o to poprosiła. Ale taka prośba nie padła. Wiedział, że nie padła. Podobnie jak wiedział, że Sadysta kochanek dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, gdzie przebiega u niej granica między dziką przyjemnością a prawdziwym bólem, i nigdy, przenigdy tej granicy nie mimo to przestraszył ją, zamiast zaspokoić. Kilka dni z dala od domu mogłoby pomóc. Jeżeli jej strach nie ulegnie rozproszeniu, zostanie między nimi jak się, Daemon pracował jednocześnie nad tym, aby z powrotem poskromić swój temperament, potęgę, Sadystę i żar. Ale ostatniej nocy coś w jego wnętrzu wezbrało, roznieciło się i kiedy próbował teraz okiełznać żar, wydawało się, że jest z tym trochę jak z koszulą, która niby powinna pasować, a jednak okazuje się odrobinę za to nie był dzień, w którym mógł sobie odpuścić. Bezlitośnie zacisnął więzy utrzymujące żar na wodzy do punktu, w którym znajdowały się dzień wcześniej, ignorując przy tym ukłucie bólu, które pojawiło się w efekcie zbyt mocnego zdławienia samego wszystkie aspekty swojej natury na tyle, na ile się tylko dało, zszedł na dół, aby zrobić wszystko, co w jego mocy, i uspokoić żonę, zanim ucieknie z ich własnego domu.
No i stało się. To nie koniec świata moja droga. Nawet jeśli byś chciała. W 50% z czarnym dzieckiem do domu nie wróci. Duża część Arabów ma bowiem dość jasną karnację. Kto wie, co z tego wyjść może. Jak z każdym innym facetem, może zostać wykorzystana, może być pokochana. Może być drogą do wizy, może stać się dla jednego mężczyzny najważniejszą osobą na świecie. Związek z Arabem niesie za sobą pewne niebezpieczeństwa. Trzeba być przygotowanym na kontakt z zupełnie inną niż europejska kulturą, z inną niż chrześcijaństwo religią, z zupełnie innym podejściem do życia. Być może trzeba będzie pewnego dnia zostawić rodzinę i przyjaciół, wyjechać do innego kraju, z pewnych rzeczy zrezygnować. Można matce serce złamać takim wyborem. Ale może i matka serce złamać córce swoją reakcją. Wcale nie mówię, żebyś zaufała temu obcemu mężczyźnie. Oddała mu swą córkę i uśmiechnięta pomachała na pożegnanie, gdy będzie ją zabierał do swojego kraju. Zaufaj jednak swojej córce. Rozumiem, że dziecko własne chce się chronić jak tylko się da, ale trzeba mu też pozwolić żyć. Pamiętaj, że jeśli staniesz na drodze zakochanej dziewczynie ona Cię zwyczajnie ominie. Nie masz takiej władzy nad pełnoletnią córką by ją zatrzymać. Warto więc być przy niej. Pozwolić mówić, słuchać, pytać, a przede wszystkim poznawać i służyć radą. Zdarza się rzeczywiście, że Arab taki, jeden czy drugi, żonę uderzy, że dzieci zabierze, że zabroni żonie kontaktu z mężczyznami, a sam będzie skakał w bok każdego wieczoru z inną. Zdarza się też jednak, że Arab ten uczyni swoją kobietę najszczęśliwszą na świecie, że stworzy z nią rodzinę, z której wyrosną szczęśliwe dzieci. Polak, Arab, gdy kochają, tyle samo szczęścia dają. Chociaż, czy aby na pewno? Read more articles Od sierpnia 2011 mieszkam w Egipcie, który wciąż potrafi mnie zaskoczyć, o czym chętnie piszę. Współpracuję z biurem podróży oferującym wycieczki fakulatatywne z Hurghady i Marsa Alam - El Sahel Travel. Jestem mamą dwóch półegipskich synów, byłą żoną Egipcjanina.
Trzeciego dnia po opuszczeniu jaskini Złe Oko zjawiła się przed Wiotką Trzciną. Na jej wstrętnej twarzy malował się wyraz radości i zadowolenia. — Czy wypełniłaś polecenie? — zapytała Wiotka Trzcina. — Tak. Udało mi się wszystko, choć przedsięwzięcie było bardzo trudne i niebezpieczne. Czatowałam na zdobycz, jak zgłodniały jaguar... Biały Kwiat znajdowała się w namiocie w obozie białych żołnierzy. Dokoła ustawione były straże... Orle Pióro stał dzień i noc przed jej namiotem i pilnował jej jak oka w głowie. Ale pewnego wieczoru oddalił się na chwilę do namiotu Buffalo Billa, aby się nieco przespać. Wtedy rozpoczęłam działanie. Wojownicy zakradli się do namiotu Białego Kwiatu i porwali zdrajczynię. Przynieśli ją do lasu, gdzie czekałam na nich z niecierpliwością. — A straże białych ludzi? Starucha roześmiała się chrapliwie i złowrogo. — Wojownicy plemienia Creek dobrze władają nożami! — zawołała. — Złe Oko zasłużyła na pochwałę — rzekła z uznaniem władczyni. — Zostanie sowicie nagrodzona. — Nie chcę żadnej nagrody. Oto moja nagroda!... I wiedźma wskazała na nieruchomą postać dziewczyny, spoczywającą na ziemi. Biały Kwiat straciła przytomność wskutek straszliwych przeżyć. Bella Boyd została odesłana pod eskortą do fortu Larned, gdzie miała oczekiwać na powrót generała Custera. Biały Kwiat miała pojechać razem z nią, ale dziewczyna chciała pozostać przy Buffalo Billu i Orlem Piórze. Pewnego wieczoru Buffalo Bill rozmawiał z generałem Custerem. Okazało się, że wywiadowcy, wysławi przez Codyego, wrócili z wieścią, że Creekowie wycofali się szybko, nie pozostawiane żadnych śladów. Biały Kwiat i Orle Pióro spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Oboje wiedzieli, że całe plemię uciekło do ukrytej pieczary. — Czarny Mustang jest wściekły — mówił Buffalo Bill, obudził go i w kilku słowach wyjaśnił mu gdzie schronili się Creekowie... Czy wiesz coś o tym, Orle Pióro?... — Orle Pióro domyśla się, gdzie znajduje się plemię, ale nie powie tego nikomu. Wojownik nigdy nie zdradza swych braci. — Zupełnie słusznie — rzekł Cody. — A czy Biały Kwiat nie wie, gdzie są wojownicy Creek? — Wiem, ale również nie powiem — odparła dziewczyna. — Żyłam wiele lat wśród Creeków i nie mogę ich zdradzić pod żadnym pozorem. Gdy Buffalo Bill i generał Custer opuścili namiot, Biały Kwiat udała się na spoczynek, a Orle Pióro stał na straży przed namiotem. Młody wojownik był jednak bardzo zmęczony i po pewnym czasie udał się do namiotu Buffalo Billa. Chciał tylko nieco odpocząć, ale był tak wyczerpany, że zasnął twardo i obudził się dopiero nad ranem. Pobiegł natychmiast do namiotu dziewczyny i zawołał na nią. Nie otrzymał odpowiedzi. Zawołał jeszcze kilka razy, ale bez skutku. Wpadł do namiotu i stanął jak wryty. Namiot był pusty! Orle Pióro był prawdziwym Indianinem, więc nie okazywał rozpaczy. Zbadał natychmiast ślady dokoła namiotu i poznał prawdę. Pobiegł do Buffalo Billa, obudził go i w kilku słowach wyjaśnił mu wszystko. — Kto ją porwał? — zapytał Buffalo Bill. — Moje plemię. — Niemożliwe! — A jednak tak jest. — Skąd wiesz? — Odkryłem ślady dokoła namiotu. Biały Kwiat została porwana... Buffalo Bill ubrał się szybko i wybiegł wraz z Orlem Piórem przed namiot, aby zbadać ślady. Dziki Bill Hickock i Nick Wharton znaleźli się niebawem u jego boku. — W jaki sposób Indianie przedostali się przez straże? — zapytał Dziki Bill. W tej samej chwili zjawił się wzburzony oficer i zawołał: — Ci Creekowie to wcielone diabły! Czy wiecie, co stało się dziś w nocy?... — Nie!... — Dwóch wartowników zostało zamordowanych! Buffalo Bill bez słowa pobiegł wraz z towarzyszami do namiotu generała Custera. General nie posiadał się z gniewu. — Musimy im dać nauczkę! — zawołał. — To nie ujdzie im na sucho! — Przede wszystkim trzeba odnaleźć dziewczynę — rzekł Cody. — Oczywiście. Powierzam panu to zadanie, Buffalo. Pan jeden zdoła się z niego wywiązać. — Orle Pióro pójdzie z nami — rzekł spokojnie Buffalo Bill. — Wyruszymy natychmiast. — Tak. Musicie wyruszyć natychmiast — rzekł generał. — To byłoby straszne, gdyby ta dziewczyna miała zginąć... Właśnie wystałem do fortu Larned kuriera, który zawiózł zarządzenie, aby natychmiast wszczęto poszukiwania za jej rodzicami. Czy przypuszcza pan, że Creekowie wyrządzą jej krzywdę? — Przypuszczam, że została ona skazana na śmierć jako zdrajczyni. Generał Custer zbladł. — Niech pan zabierze tylu ludzi, ile panu potrzeba — rzekł zmienionym głosem. — Moi przyjaciele wystarczą mi, generale! — A więc, do zobaczenia i życzę szczęścia! Gdy Buffalo Bill, Hickock, stary Nick i Orle Pióro znajdowali się poza obrębem obozu Indianin zwrócił się do Codyego: — Nie mamy potrzeby odszukiwania śladów. Znam drogę do kryjówki Creeków i zaprowadzę was tam. Moje plemię kryje się zawsze w tej jaskini, gdy grozi mu poważne niebezpieczeństwo. Tam została uprowadzona Biały Kwiat... — Nie uczynią jej nic złego — próbował pocieszyć młodzieńca Cody. Młody Indianin potrząsnął głową: — Wiem, że chcą ją zabić — rzekł. — Musimy ją uratować... Może zginę w tej walce, ale to nie szkodzi. Chcę tylko, abyś powiedział wtedy Białemu Kwiatowi jedną rzecz. Czy wiesz, o wielki biały wodzu, o tajemniczych listach, które otrzymywała córka wodza?... — Tak. Biały Kwiat mówiła mi o nich... — Ja sam je pisałem. Nauczyłem się pisać od białego jeńca, którego potem zabił Żółty Niedźwiedź. Biały Kwiat nie wiedziała o tym... — Więc ty umiesz pisać? — zdziwił się Buffalo Bill. — Tak, ale nikt o tym nie wie... Cody był niemało zdumiony tym wyznaniem Indianina. Domyślał się, że młodzieniec kocha Biały Kwiat, ale nie przypuszczał, że nawpół dziki Indianin potrafi w tak subtelny sposób okazywać swe uczucia. Galopowano przez pewien czas w milczeniu. Wreszcie Orle Pióro rzekł: — Jeden człowiek mógłby tylko uratować Biały Kwiat od śmierci. — Żółty Niedźwiedź. To był wielki wódz i słowo jego było w plemieniu prawem. Teraz jednak, gdy zginął, Wiotka Trzcina sprawuje rządy i na pewno każe zabić Biały Kwiat. Buffalo Bill począł żałować, że strzelał do wodza Creeków. — Uratujemy Biały Kwiat — rzekł z mocą. — Uczynimy wszystko, aby ją uratować. — To nie będzie łatwe — odparł Indianin. — Do jaskini prowadzi jedno tylko wejście, które jest pilnie strzeżone... Wywiadowcy i Orle Pióro przybyli w okolicę jaskini pod wieczór. Należało czekać aż się zupełnie zciemni i wtedy dopiero rozpocząć akcję. Gdy noc zapadła, wywiadowcy poczęli skradać się bezszelestnie w stronę wejścia do jaskini. Przed Buffalo Billem zamajaczyła w pewnej chwili postać wartownika. Cody podpełznął blisko i bezszelestnie jak pantera rzucił się Indianinowi do gardła. Creek nie wydał nawet okrzyku, gdyż stalowe palce wywiadowcy zacisnęły się na jego szyi. Jeszcze chwila i wartownik leżał bez ruchu na ziemi. Cody związał go mocno i zakneblował mu usta, aby Indianin nie podniósł alarmu gdy odzyska przytomność. Tymczasem Nick i Hickock załatwili się z pozostałymi wartownikami. Droga była wolna. Nasi przyjaciele zakradli się do jaskini i poczęli szukać Białego Kwiatu. Dokoła spoczywali uśpieni wojownicy, którzy nie podejrzewali nawet, że do jaskini dostali się wrogowie. Orle Pióro pierwszy dostrzegł dziewczynę, która leżała związana na ziemi. Biały Kwiat spała. Młody Indianin zrozumiał, ze gdy ją obudzi, postawi na nogi wszystkich wartowników. Zawahał się, ale Buffalo Bill przyłożył dłoń do ust i uśmiechnął się. Indianin zrozumiał. Podpełznął do uśpionej dziewczyny i przykrył jej usta dłonią, a następnie przeciął jej więzy. Biały Kwiat ocknęła się i na twarzy jej odmalował się wyraz przerażenia. Nie mogła jednak krzyknąć, gdyż miała zakryte usta. Ody ujrzała obok siebie Orle Pióro, w oczach jej zabłysła radość. Indianin odjął dłoń od jej ust. Teraz wiedział, że dziewczyna nie będzie wzywała pomocy. Wywiadowcy zamierzali się wycofać, gdy nagle Buffalo Bill ujrzał, że para złośliwych oczu wpatruje się w niego z nienawiścią. Złe Oko obudziła się i dostrzegła naszych przyjaciół. Buffalo Bill rzucił się w stronę wiedźmy, ale było już za późno. Z ust Złego Oka wydarł się przenikliwy okrzyk, który obudził wszystkich wojowników. W ciągu kilku sekund wszyscy zerwali się na równe nogi i porwali za broń. Wywiadowcy rzucili się w stronę wyjścia, ale Creekowie zamknęli je i odwrót był niemożliwy. Trzeba było wycofać się w głąb jaskini, choć wywiadowcy zdawali sobie sprawę że nie ma dla nich żadnego wyjścia. W głębi jaskini znajdowała się straszliwa przepaść. Orle Pióro wiedział o tym i ruszył przodem, dźwigając Biały Kwiat, która znów straciła przytomność. Gdy wszyscy znajdowali się w pobliżu otchłani, młody wojownik zawołał: — Uwaga, przepaść!... Nagle z ust jego wydarł się Okrzyk radości. Nad przepaścią przerzucony był pień drzewa. Widocznie Wiotka Trzcina kazała zainstalować ten prowizoryczny most w przeczuciu, że jej wojownicy będą musieli wycofać się w głąb jaskini. Rewolwery wywiadowców napełniły całą jaskinię straszliwym hukiem i dymem. Orle Pióro rzucił się naprzód i po chwili biegł już przez pień, z dziewczyną na ręku. Wywiadowcy poszli za jego przykładem. Buffalo Bill zamykał pochód. Gdy znajdował się na pniu, jeden z wojowników podbiegł na brzeg przepaści i począł rąbać pień tomahawkiem. Zdawało się, że wybiła ostatnia godzina wielkiego wywiadowcy, ale Cody zdołał jednym skokiem znaleźć się po przeciwległej stronie przepaści. W tej samej chwili pień złamał się i runął z trzaskiem na dno przepaści. Nasi przyjaciele posuwali się naprzód wśród zupełnych ciemności. Wąski korytarz skalny biegł zygzakiem, rozszerzał się i zwężał, ale nigdzie nie było widać wyjścia. Orle Pióro stracił zupełnie nadzieję. Nosił wciąż na ręku zemdloną dziewczynę, a na jego twarzy malował się smutek — Nie traćmy nadziei! — rzekł Buffalo Bill. — Generał Custer nie pozwoli nam zginąć. Przybędzie tu z wojskiem i zwycięży Creeków, a wtedy będziemy ocaleni. Zresztą, wydostaniemy się stąd na pewno. Czy nie czujecie, że powietrze w tej jaskini jest zupełnie świeże?... Tu musi być jakieś wyjście, gdyż w przeciwnym razie powietrze byłoby stęchłe, jak w piwnicy. Posuwano się w dalszym ciągu w zupełnej ciszy. Nagle Buffalo Bill, który kroczył przodem, wydał okrzyk radości. — Co tam nowego? — zapytał Dziki Bill. — Patrz! Gwiazdy!... Jesteśmy ocaleni! Po chwili nasi przyjaciele przeciskali się przez wąski otwór, prowadzący na wolne powietrze. Przed nimi rozciągała się preria.
żeby mu się córka z czarnym